Dzisiaj w moim życiu nastąpiła zagłada. Załamanie mojego spokojnego, powolnego życia.
Zamiast porannej kawy i siedzenia z Leną na podłodze i układania puzzli musiałam wyjść z domu. Wyjść i załatwić milion spraw.
Jeździć po mieście tramwajami, bo jest tak rozkopane z powodu budowy metra że samochodem nie ma na to opcji.
Mijać się z tysiącem dziwnych ludzi. Rożnych ludzi o różnych kolorach skóry, mówiących w różnych językach i różnie się zachowujących.
Odpowiadać na dziwne pytania.
Spieszyć się.
Wykonać kilkanaście ważnych telefonów.
Zamiast mojego spokoju i jednostajności.
Dziś przestałam być właścicielką swojego czasu i ktoś inny przejął kontrolę. Totalna reorganizacja dnia.
Zapomniałam już jak to jest gdzieś gnać. Realizować obowiązki inne niż te związane z Leną.
W normalnych świecie jest strasznie. Czas jest bezlitosny.
Poza tym tęskniłam za moim Dzieckiem. Zastanawiałam się ciągle co teraz robi, czy śpi, czy ma sucho, czy już zjadła. Kontrolowałam sytuację telefonicznie średnio co 20 minut. Totalnie, kompletnie nie wyobrażam sobie pójścia Leny do żłobka. Choć się nad tym zastanawiałam, teraz już jestem na nie. Czy są jakieś terapie dla takich matek? Jak to się robi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz