środa, 2 grudnia 2015

Jakiś czas temu w pewnym serialu usłyszałam jak kobieta która straciła całą rodzinę opowiada o jej szczęśliwym dniu z nimi na plaży i o takim, w którym wszyscy z grypą żołądkową leżeli i marudzili. Z płaczem mówiła, że marzy tylko o tym, aby znowu przeżyć choćby jeden taki dzień z grypą, byleby ze swoim mężem i dziećmi. 
Było to z 2 miesiące temu.
Pomyślałam wtedy, że muszę to zapamiętać, jako lekcję na nasze przyszłe choroby, smutki i marudzenia.
No i wczoraj nadeszło. Lena katar, Krystian gorączka, ja gardło. Każdy wkurzony na każdego, nastroje nie bardzo. Dziś, po ostatnich dniach niemocy, wzięłam odpowiedzialność za znośny nastrój na swoje barki, Lenę wzięłam na dwór, Krystiana wysłałam do spania, obiad do zrobienia.

I może nie jesteśmy szczególnie w formie, jedziemy na syropie czosnkowym, źle nam się sypia. Ale jesteśmy razem. I ja nie chcę już nic więcej, ani nie chcę nic tracić. Niech tak po prostu zostanie, mam już wszystko, dziękuję. I z racji tego, że jestem w nastroju już dość świątecznym, każdemu z Was w tym roku życzę takiego RAZEM!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz