Aborcja - słowo które budzi w Polsce
takie emocje jak nigdy dotychczas. A może emocje są takie same jak
zawsze, tylko głośniej o samym zabiegu za sprawą ostatnich
medialnych doniesień. I nic dziwnego, bo okazało się, że teraz, w
XXI wieku, w – cywilizowanym (przynajmniej z definicji) kraju
istnieją środowiska uzurpujące sobie prawo do bycia Bogiem, do
decydowania o życiu i śmierci - nienarodzonych niemowląt.
Oficjalne nazywa się to deklaracją sumienia/wiary. No i tutaj
nachodzi mnie refleksja, że manifestowanie jej gdziekolwiek indziej
niż w kościele nie powinno mieć miejsca, szczególnie w przypadku
świadczenia usług ludziom - bo lekarz to zawód mający służyć
innym - jak fryzjer, taksówkarz czy kelner. Rozumiem - każdy swoje
poglądy ma i jest to niepodważalne prawo każdego człowieka,
jednak gdy w grę wchodzi pełnienie obowiązków wobec innych,
pacjentów, klientów (płacąc bardzo wysokie składki zdrowotne
możemy się nimi śmiało nazywać) poglądy i fobie powinny zostać
tam gdzie ich miejsce a determinować działanie lekarzy powinien
profesjonalizm, wiedza i treść przyrzeczenia lekarskiego, która
jasno mówi o sumiennym spełnianiu obowiązków i przeciwdziałaniu
cierpienia. A noszenie pod sercem i urodzenia Dziecka, które będzie
trzeba niedługo po porodzie pochować, jest cierpieniem
niewyobrażalnym.
Moje podejście do przeprowadzania
zabiegu aborcji nie jest jednoznaczne. Kiedyś nie chciałam mieć
dzieci (dlatego, że podjęcie się odpowiedzialności wychowania
innego człowieka byłoby po prostu z niektórymi ludźmi niemożliwe)
i stosując konsekwentnie i skutecznie antykoncepcję nie rozmyślałam
nawet nigdy czy ja takiemu zabiegowi byłabym w stanie się poddać.
Wszystkie kobiety nie wyrażające chęci zostania matkami odsyłam,
proszę, namawiam na wizytę u kompetentnego ginekologa, po pigułki,
plastry, zastrzyk – to nie trudne, nie drogie i bezbolesne. Polska
powinna postawić na edukację - znam kobiety, które traktują
pigułkę wczesnoporonną jak antykoncepcję – co jest niezdrowe i
nierozsądne, żeby nie powiedzieć głupie - w dobie tak szerokiej
dostępności nieinwazyjnych metod antykoncepcji.
I rozumiem, że tak po prostu można
nie chcieć potomstwa - i moim zdaniem lepiej nie doprowadzać do
jego przyjścia na świat niż skazać je na życie w poczuciu bycia
niechcianym i niekochanym. Więc z bólem serca (pod którym przez 9
miesięcy nosiłam moją Córkę) muszę oznajmić - nie jestem
przeciwnikiem aborcji. Choć jej bardzo nie popieram i sama nigdy bym
nie dokonała.

PS - Do napisania tego tekstu zainspirowały mnie fragmenty wywiadu z dr n. med. Marzeną Dębską i prof. dr. hab. med. Romualdem Dębskim ze Szpitala Bielańskiego w Warszawie dostępne tutaj.
Jak byłam buntującą się gówniarką, w ogóle nie chciałam myśleć o czymś takim jak aborcja. BA! manifestowałam przeciwko możliwości usuwania płodu. Do czasu. Sama o swojej ciąży dowiedziałam się bardzo późno..bo w połowie. W Polsce pierwsze USG zaproponowano na za miesiąc. Dopóki nie dostałam możliwości przejechania na USG z Gdańska do Jaworzna- przez dwa tygodnie żyłam ze świadomością posiadania pod sercem dziecka, ale nie byłam świadoma tego czy żyje, czy ma się dobrze. Czy ma rączki i nóżki..Czy ma głowę. PIEKŁO. Dzięki Bogu moja mała Lilka ma się dobrze, co potwierdziły szczegółowe badania już tutaj w Belgii. Powracając do aborcji..nie wyobrażam sobie bólu matki, która musi urodzić martwe dziecko..która musi urodzić dziecko i je zaraz pochować.A wcześniej czując jeszcze jak się rusza, jak kopie i chlupie sobie wodą.. Nie staram się nawet tego ogarnąć. Ból niewyobrażalny.. I teraz wiem, że gdyby nie daj Boże, coś było nie tak.. Oszczędziłabym sobie i Rafałowi niemiłosiernego cierpienia i czekania na jeszcze większe nieszczęście i maleństwu też już dałabym święty spokój. Kwestii lekarzy nie poruszę, bo płakać mi się chce po tym jak traktowali mnie w Polsce..nawet w prywatnych klinikach. Z całą odpowiedzialnością do końca życia będę krzyczeć, że Polska to zasrany ciemnogród. No mercy.
OdpowiedzUsuń